AKOM – historia pewnego elektryka
jakub
5 czerwca, 2023
11:24
Marzenia mają wielką moc. Kiedy ktoś wystarczająco zdeterminowany postanowi przekuć pasję w biznes, niewiele jest przeszkód, które mogą go zatrzymać. Chcemy opowiedzieć Państwu historię takiego człowieka – Karola Jankowiaka, założyciela naszej firmy, który zwyczajnie chciał robić coś, co lubi. A najlepiej niech sam to opowie.
Początki w branży alarmów i ochrony mienia, czyli inżynier w zawodówce.
Kiedy założył Pan firmę?
Zaczynałem od jednoosobowej działalności w 1990 roku.
To szmat czasu… A co się takiego wydarzyło, że zdecydował się Pan założyć taką firmę?
Zwolniłem się z firmy o nazwie Porcelana chodzieska.
Pracował Pan tam jako?
Automatyk
A jakie ma Pan wykształcenie?
Mgr inż. elektryk. Ta dziedzina interesowała mnie od najmłodszych lat. Miałem ciągle głowę pełną nowości.
I postanowił Pan to wykorzystać zakładając własną działalność. Ale założenie firmy w latach 90 było raczej odważną decyzją.
Z perspektywy czasu tak to oceniam. Zaczynałem razem z Balcerowiczem. Miałem już wtedy 10 lat doświadczenia w Porcelanie chodzieskiej i znałem rynek, bo pracując na etacie miałem założoną działalność gospodarczą na pół etatu. Z zakładaniem własnej firmy wiąże się ciekawa historia. Żeby to zrobić, będąc inżynierem, musiałem pójść do szkoły zawodowej.
Musiał Pan uzupełnić wykształcenie w szkole zawodowej i dopiero wtedy mógł Pan założyć firmę?
Trudno to nazwać uzupełnieniem wykształcenia, kiedy się jest inżynierem w tej dziedzinie. Okazało się że według przepisów firmę może założyć technik, ale jedynie gdy wcześniej zrobił szkołę zawodową i uzyskał tytuł mistrza w zawodzie. Więc ja zapisałem się do szkoły zawodowej i po 3 miesiącach zdałem egzamin na mistrza w zawodzie. Droga do własnego biznesu stała otworem.
Ochrona mienia rodzinnie
Zakładał Pan tę firmę sam?
Tak.
A jak zdobywał Pan wtedy klientów?
Nie było żadnego problemu, ponieważ wtedy rynek alarmów dopiero się tworzył. Wystarczyło jedno ogłoszenie w prasie i zamówień miałem na pół roku do przodu.
Firma szybko się rozwijała?
Tak. Później po 5 latach w 1995 roku, ponieważ już miałem dosyć tej samodzielnej działalności, założyłem z kolegą spółkę. On też prowadził jednoosowbową działalność i też miał dosyć. Bo to było 5 lat bez wolnego, bez urlopu. Rano się jechało do klienta robić roboty, po południu przygotowywało się oferty, a wieczorem prowadziło księgowość. Po 5 latach wykupiłem wspólnika i do spółki wprowadziłem synów. Dziś pracują wszyscy, córka i obaj synowie.
Czyli prowadzicie firmę rodzinną?
Tak. W biznesie niezwykle ważne jest zaufanie. Poza tym ja już jestem od 3 lat na emeryturze. To, że tutaj siedzę, to wynika z tego, że żona mi powiedziała, że do południa nie chce mnie w domu, bo jej burzę cały harmonogram dnia.
Alarmy – Komputery – Ochrona Mienia – wyzwania, przeszkody i sukcesy
Skąd wzięła się nazwa AKOM?
To wynik rozmów z pierwszym wspólnikiem. On chciał nazwę na literę „a”. Ja wymyśliłem „Alarmy, Komputery, Ochrona Mienia”.
Co było dla Pana największym wyzwaniem przy rozkręcaniu firmy?
Na początku szybkie znalezienie ludzi, którzy będą zakładać alarmy, bo samemu nie dałoby się tego zrobić. To jest jednak czasochłonne zajęcie a wtedy zaopatrzenie nie wyglądało tak jak dzisiaj. Dwa razy w tygodniu jechało się do Warszawy po sprzęt. Pociągiem! A firma w tym czasie nie mogła stać, więc szybko zatrudniłem ludzi. Zatrudniałem i zatrudniałem, aż państwo zaczęło pracodawcom przykręcać śrubkę. Na początku koszty pracownicze nie były tak wysokie, a potem zaczęły się schody. Najgorsze, że człowiek dowiadywał się o pewnych sprawach tak późno, że nie można się było z pewnych rzeczy wycofać. Pamiętam, że miałem taki rok, że po podsumowaniu wyszło, że pracując po 12 godzin ja nie zarobiłem nic. Drugą kwestią było bezpieczeństwo firmy. Ja wywodzący się z czasów, gdy doza zaufania do drugiego człowieka była dosyć duża, nagle się potykam się o takich, którzy czekają tylko, żeby drugiego człowieka wykorzystać. Pojawiała się cała masa klientów, którzy po wykonaniu usługi znikali bez płacenia. A alarmy to nie są tanie rzeczy, nigdy takie nie były. Kosztowały dużo pracy i wkładu własnego. Dzisiaj to jest trochę inaczej, bo korzysta się z różnych mechanizmów, które człowieka zabezpieczają, wiec dziś podchodzimy do tego spokojniej.
To teraz zapytam o największy sukces w firmie.
Moi zastępcy. To też trwało żeby ich zachęcić do pracy w firmie. Bo jak młody człowiek idzie do szkoły średniej, albo na studia, to zaczyna mieć tysiące pomysłów na swoje życie, a ja chciałem, żeby oni kontynuowali dzieło. Całe szczęście się udało. Mam takich kolegów, którzy stworzyli dobrze działające w naszej branży firmy, które potem trzeba było likwidować, bo nikt z rodziny nie chciał tego ciągnąć. Teraz lubię sobie usiąść gdzieś z boku i z przyjemnością sobie popatrzeć i posłuchać o nowościach. Nasi pracownicy ciągle się szkolą, to i ja skorzystam
A jakie były momenty przełomowe w życiu firmy?
Trudno mówić o przełomach, raczej takie kroki przyspieszające. Najpierw zmiany organizacyjno-prawne. Następne, gdy przyszli synowie. Po 3 latach aklimatyzacji najstarszy syn zaczął mieć pomysły, które bardzo przyspieszyły rozwój firmy. Mówię między innymi o rozszerzeniu działalności o handel. To się okazało strzałem w 10. Szybki wzrost mamy cały czas – w ciągu 10 lat zwiększyliśmy obroty osiemnastokrotnie. Otrzymaliśmy dwa razy Gazele biznesu i 2 razy Diamenty Forbesa (2022).
Gratulacje! Jakie cele przed Wami?
Tak zwiększyć obroty, żeby pod Piłą wybudować magazyn wysokiego składowania.